Agnieszka Urodziła się w Korszach, w małym miasteczku na mazurach w okolicach Kętrzyna, Reszla i Św. Lipki. Przez większość swojego życia mieszka w Kobyłce. Na co dzień pracuje w Warszawie na Poczcie oraz samodzielnie wychowuje 13- letniego syna. Kiedy nie jest w pracy i nie biega, czyta książki i ogląda mecze siatkówki.
Od kiedy biegasz?
Bieganie towarzyszy mi w życiu od około sześciu lat. Przez ten czas nakręciłam się na bieganie do tego stopnia, że moja codzienność składa się w dużej mierze z biegania. Wszystko co robię, co planuje jest z myślą o bieganiu, przez bieganie i dla biegania . Pierwsze buty do biegania dostałam od brata. On chciał biegać, chciał mieć towarzystwo, ja jakąś tam kondycje miałam, bo fikałam z Chodakowską, chęci też były, brakowało tylko butów. Jak już otrzymałam pierwszą parę, a brat zabrał mnie na pierwszą przebieżkę, to z początku nie poczułam żadnych endorfin biegowych, przyjemności i przewietrzonej głowy. Pamiętam, że zmęczyłam się okrutnie, brakowało mi tchu, a serce myślałam, że wyskoczy gardłem.
Pierwsze próby biegowe opłaciłam bólem kolan, opuchlizną i wkrótce ten sam brat wiózł mnie na ostry dyżur ortopedyczny.
To była moja pierwsza lekcja pt. ” W bieganiu nie ma dróg na skróty”. Nie da się od razu biegać, często, szybko i daleko. Kolejne podejście zrobiłam już sama, po porządnym odpoczynku i po wyciągnięciu wniosków, z pierwszego doświadczenia. Zaczęłam edukować się z prasy biegowej i z artykułów w Internecie. Zainstalowałam biegową aplikacje w telefonie i ruszyłam na okoliczne ścieżki. Biegałam spokojnie pilnując oddechu, jak brakowało mi tchu, zatrzymywałam się, szłam, uspokajałam tętno,
i ruszałam znowu.
Jaki był twój pierwszy zorganizowany bieg?
Był to charytatywny „Bieg dla Stasia” w 2015 roku organizowany w Parku Skaryszewskim
w Warszawie. Zdecydowałam się głównie z sympatii do lokalizacji, ale też chęć niesienia pomocy była dodatkową motywacją. Dystans był krótki, bo 3 pętle wokół parku stanowiły łącznie 5.4 km, ale było to wystarczająco by poczuć, sportową rywalizację i zobaczyć na czym polega zorganizowana impreza. Jak ludzie się integrują, wspólnie przeżywają wydarzenie, dzielą się wrażeniami, wymieniają doświadczeniami.
Przyjemnie się biegło z grupą ludzi z numerem startowym do mety, gdzie na każdego czekał medal, miałam ochotę na następne razy. Każdy kolejny start powodował, że wsiąkałam coraz bardziej
i chciałam więcej, aż zdecydowałam się na maraton….
W zasadzie było to trochę na przekór losowi, bo pierwotnie byłam zapisana na wiosenną połówkę w Warszawie w 2017 roku lecz skręcenie kostki przeszkodziło we wzięciu udziału i przeniosłam opłatę na jesienny maraton Warszawski.
Pamiętam jak powiedziałam sobie: „Jak nie dane mi było biec połówki, to pobiegnę maraton” Całe lato się przygotowywałam, podpatrywałam, podpytywałam doświadczonych kolegów i koleżanki
i trenowałam. W tygodniu krótsze biegi, w weekendy dłuższe wycieczki biegowe.
Nie miałam założeń czasowych, celem był sam bieg od startu do mety, bez zatrzymywania się
i przerw na marsz. Przypominam sobie, że bardzo mi na tym zależało. Nasłuchałam się, że da mi to więcej satysfakcji. Udało się, w komforcie pokonałam królewski dystans, cały biegiem. Oczywiście zapadł ten bieg na zawsze w mojej pamięci, bo był pierwszy, to wiadomo, ale był wyjątkowy, bo okazał się potem najlżej pokonanym maratonem do korony i jedynym przebiegniętym bez przerw. Gdyż muszę jeszcze wspomnieć o tym, że jak już „opadł kurz” po biegu to pojawiło się uczucie strasznej pustki, że to już koniec, że cel został osiągnięty i co teraz? Co dalej mam robić? I wtedy powstał plan:
Korona Maratonów Polskich”
W trakcie już mojej przygody biegowej, zafascynowałam się również Tatrami. Wymarzyłam sobie, by wystartować tam w zawodach górskich. Zdawałam sobie sprawę, że do takich startów muszę się już solidnie przygotować, ale małymi krokami cierpliwie budowałam siłę i formę.
Moje marzenie spełniło się w ubiegłym roku, gdy stanęłam na starcie biegu Tatra Fest Bieg na dystansie 60 km. Po 11 godzinach wyczerpującego biegu przekroczyłam jego linie mety, czekał tam na mnie ten sam brat, dzięki któremu rozpoczęłam moją przygodę z bieganiem. Były łzy szczęścia, wzruszenie
i wspólne świętowanie. Ten właśnie bieg był moim największym wyzwaniem i jestem z niego najbardziej dumna. Obecnie odwiedzam Tatry regularnie i szykuje się tam do dalszych wyzwań.
Udało mi się z sukcesem ukończyć również bardzo trudny bieg 3 x Śnieżka, gdzie na dystansie prawie
60 km trzeba pokonać łącznie 3300 metrów przewyższenia.
We wrześniu tego roku po raz kolejny zaś zmierzyłam się z królewskim dystansem w Warszawie.
Tym razem wszystko się złożyło tak jak powinno, to był mój dzień i dzięki temu udało mi się osiągnąć czas 3 godzin i 42 minut.
Kiedy dołączyłaś do Zabieganego Wołomina?
Do Zabieganego trafiłam w zasadzie od razu, jak tylko powstała ta grupa, ale nie biegałam w jego barwach od razu i nie reprezentowałam klubu na zawodach, bo byłam wtedy związana z grupą biegową Biegam Bo Lubie Ząbki Team. Można powiedzieć, że z ludźmi z Ząbek nauczyłam się biegać i z nimi nabierałam doświadczenia. W 2020 po wielu namowach zdecydowałam się oficjalnie przejść do Zabieganego i utożsamiać się z Zabieganym Wołominem.
Czym jest dla Ciebie bieganie?
Bieganie dla mnie to taka moja przestrzeń, moja oaza do której uciekam przed codziennością, przed trudami życia codziennego.
Starania o lepsze wyniki, o co raz lepsza formę zajmują mi głowę, odciągają od zmartwień. Efekty tego biegania sprawiają mi wielką radość, również wtedy gdy słyszę od innych: „Aga, podziwiam Cię, za te bieganie”
Zapraszam Was też serdecznie na Instagram, gdzie można mnie znaleźć pod nazwą @nakrecona_na_bieganie. Staram się tam dzielić własnymi doświadczeniami ze sportowego życia.