Leśny Maraton w Supraślu – relacja Jarka Bąka 

Na biegowej mapie polski Supraśl powoli staje się jednym z obowiązkowych przystanków miłośników terenowego biegania nie tylko z Podlasia. Od kilku lat jest tu organizowany kultowy już Ultra Śledź, który przyciąga doświadczonych ultrasów z całej polski. W oddalonych o 6 km Ogrodniczkach odbywa się bieg 12-godzinny ULTRA T.A.R.P.A.N. W tym roku Puszcza Knyszyńska zyska najnowszą imprezę biegową ultra  Bison Ultra-Trial, a już 3 rok z rzędu na jej terenie rozgrywany jest właśnie Supraski Maraton Leśny na dystansach 10 km, 21 km i oczywiście 42 km. Trasa tego ostatniego dystansu rozpoczyna się w pięknym i klimatycznym Supraślu i prowadzi dalej przez: Rezerwat Krzemienne Góry – Turo – Łaźnie – Bobkowy Hrud – Kondycja – Nowosiółki – Cieliczanka – Rezerwat Las Cieliczański – Rezerwat Krasne, aby ponownie zawitać do Supraśla.

W ostatnią sobotę 05.09.2020 zmagania na dokładnie tej trasie wybrał zawodnik naszej ekipy Jarek Bąk i oto, co powiedział po biegu:

„Bardzo się cieszę, że mogłem tu wystartować. Białystok i jego okolice są bardzo bliskie mojemu sercu i bardzo dobrze się tutaj czuję. Jest tu też grupa zapaleńców, którzy organizują fantastyczne imprezy biegowe stawiając przy tym na styl i jakość. W przeszłości miałem okazję startować w Supraślu zimą na Ultra Śledź i zawsze się zastanawiałem jak wyglądają te trasy kiedy jest ciepło, a w twarz nie zacina śnieg i siarczysty mróz. W tym roku nie było dużo imprez biegowych i jak zobaczyłem zapisy na Supraśl Maraton Leśny od razu się zarejestrowałem, szczególnie, że limit nie był duży (100). Liczyłem na klimatyczny bieg, z doskonałą organizacją, pysznym jedzeniem i otwartymi, pozytywnie nastawionymi ludźmi. Nie zawiodłem się! Organizatorzy stanęli na wysokości zadania, ponieważ wszystko było dopięte na ostatni guzik. Trasa była porządnie oznaczona. Punkty odżywcze miały wszystko co potrzeba, włącznie z uśmiechniętymi i pomocnymi wolontariuszami. Na mecie czekała na mnie piknikowa atmosfera z której żal było nie skorzystać. To jest jeden z tych biegów po którym czujesz się dopieszczony, zaopiekowany i najedzony (było pyszne jedzenie, piwo, a w pewnym momencie dojechała nawet pizza). Na niektórych biegach jest tak, że gdy na szyi zawiśnie medal, organizator grzecznie prosi cię abyś przesuwał się w stronę szatni, a potem najlepiej od razu do domu. Tu tak nie jest! Mogłem więc solidnie odpocząć po biegu i spokojnie porozmawiać ze znajomymi i przyjaciółmi, z którymi spotykamy się na różnych biegach (serdecznie pozdrawiam liczną tego dnia ekipę Vege Runners , Wojtka Mojsaka oraz Przemka Sajewskiego).

Supraski Maraton Leśny, fot. Marcin Mazewski (żródło: www.radio.bialystok.pl/wiadomosci)

Co do samego biegu to nie wiedziałem czego się spodziewać, ponieważ w tym roku ostatni raz startowałem w lutym podczas Półmaratonu we Wiązownej. Od 2 miesięcy trenuję jednak pod czujnym okiem doskonałego trenera Szymona Wdowiaka prowadzącego Akademię Biegania 42k i sam byłem bardzo ciekawy w jakiej  jestem dyspozycji. 

Dzień przed startem, odbiór pakietów, fot. Łukasz Kononiuk / Zabiegana Fotografia

Po starcie na czoło wysforowało się dwóch biegaczy – doskonały zawodnik Andrzej Godlewski  (dwa tygodnie wcześniej zajął 2 miejsce w Wigry Maraton) i kolejny mocny zawodnik Rafał Gaczyński, którzy tak naprawdę już po pierwszym kilometrze uzyskali dużą przewagę nad pozostałymi uczestnikami. Było oczywiste, że jeden z nich będzie zwycięzcą tego biegu (ostatecznie wygrał Rafał z czasem 3:06:51, Andrzej zajął drugie miejsce z czasem 3:08:15 ).  Ja złapałem się w 3 osobowej grupce z świetnym biegaczem Przemkiem Sajewskim prowadzącym blog Biegam z Wózkiem oraz mocnym Markiem Bułachem. Przed nami jakieś 200 metrów samotnie atakował jeszcze jeden biegacz, który trzeba przyznać  trzymał solidne tempo, gdyż systematycznie oddalał się od nas, szczególnie na punktach nawodnienia. My tankowaliśmy swoje bidony, on miał zapas picia w plecaku. Przemek podczas biegu opowiadał i sypał anegdotami jak z rękawa, a nawet sprzedał mi kilka patentów na zrobienie doskonałej pizzy. Tak mijały nam kilometry. 

na trasie,  fot. Agnieszka Kozioł/ Fotograf w Biegu

W tym 3 osobowym peletonie biegłem z chłopakami do 23 kilometra, gdzie postanowiłem zaryzykować i przyspieszyć. Po kilometrze dogoniłem zawodnika, który biegł na 3 pozycji, był  już trochę zmęczony. Trzymał jednak tempo i zdążył wspomnieć, że chciałby dobiec aby złamać wynik 3:18:00. Postanowiłem nie oglądać się za siebie i mocno popracować, aby nie zostawiać końcówki biegu na sprinterskie pojedynki. Po 30 km i ostatnim punkcie nawadniającym wiedziałem już, że moja przewaga nieco wzrosła, ponieważ kiedy ja opuszczałem punkt, nikt jeszcze na niego nie wbiegał. Ostatnie 10 km to była walka o to, aby utrzymać tempo pomiędzy 4:45-4:30, a było to coraz trudniejsze, ponieważ trasa zrobiła się bardziej terenowa, a i słoneczko mocniej dogrzewało około południa. Organizatorzy na 6 km przed metą przygotowali jeszcze małą niespodziankę w postaci bagienka, w które trzeba było wskoczyć. Wskoczyłem i w mokrych butach kierowałem się już w stronę mety. Wszystko udało się znakomicie. Nie miałem już do końca żadnego kryzysu, a inni zawodnicy nie zaliczyli też finiszu marzeń. Potwornie zmęczony, ale szczęśliwy wpadłem na metę z czasem 3:16:47  zajmując ostatecznie 3 miejsce Open. Bardzo dziękuję wszystkim, których tego dnia spotkałem i miałem okazję choć chwilę porozmawiać. Dziękuję też kolegom i koleżankom z ekipy Zabieganego Wołomina za wsparcie i doping. Jeśli tylko zdrowie pozwoli wrócę do Supraśla za rok jeszcze raz zmierzyć się z tą trasą.” 

autor: Jarek Bąk 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *